Oddechy pachną smołą
ciągną się za tobą
snują po podwórku
nieznajomi
bez widoków okna
białą farbą oblane
dym zniekształcił obraz
a tobie smutno
zapadasz na chandry
ciężko być zdziwionym
gdy boisz się zrobić
krok do przodu
wychodzi niezgrabnie
a w dodatku z kaszlem
wzrok jest zamglony
chcesz przebić się
przez peleryny smogu
gnębi cię sumienie
w duchu przeklinasz
to miejsce
gdzie się urodziłeś
poznałeś pierwszą miłość
pochowałeś ojca