Wstał z krzesła,
zmuszając do ruchu
swoją zmienną konstelację atomów,
którą dostał kiedyś na własność.
Planeta obróciła go jeszcze odrobinę,
nie wiadomo czy to w prawo, czy w lewo.
Nad (lub pod) zadaszeniem atmosfery
przyglądały mu się gromady
jego dalekiego kuzynostwa.
Następnie, własną wolą
zmienił kawałek wszechświata,
stawiając kilka kroków w kierunku łóżka,
które widział.
Serce przepompowało kolejną porcję krwi,
płuca się rozpostarły,
trzustka wydzieliła trochę somatostatyny.
Przez ścianę przecisnęła się przytłumiona fala
podwójnego szczeknięcia Azora
i zamieniła się w dźwięk.
Przykrył się seledynowym kocem,
podskórnie wyczuwając jego ciepło i fakturę.
Wszystko przygotowywało się na ten moment
około 14 000 000 000 lat.
Zamknął oczy
ani myśląc, że mógłby się zdumieć,
już dawno przyzwyczajony do doświadczania cudów.