Uwaga, tera coś dla dorosłych
WRONA ŻONA
Czy ktoś z was, zastanawiał się kiedy nad losem wrony? Zwłaszcza zimą? Wszystkim się zdaje, że skoro obrosła w pióra, na pewno nie cierpi chłodu. Niestety, prawda może okazać się zgoła inna. Jest jej tak zimno że się w głowie nie mieści, tylko nie ma się komu poskarżyć. Siedzi na drzewie i myśli: dopiero początek grudnia, ja już mam dość, a tu jeszcze trzy miesiące takiego dziadostwa. I co tu robić? Wroną nikt się nie przejmuje. Dokarmia się sikorki, montuje budki dla szpaków, dla wrony żadnej pomocy znikąd.
W szkole to samo. Przeważnie wierszyki o wróblach, gołębiach, bocianach, o wronie mało co.
A przecież, można bracie taką wronę przygarnąć i się z nią zaprzyjaźnić.
Codziennie otwierałaby ci dziobem piwo. Drapała po plecach, albo robiła loda. Łapałbyś tylko za łapy i dawaj w dziób. Potem o ścianę i spokój. I tak właśnie zrobiłem. Ściągnąłem jedną z drzewa na hacjendę. Dałem żreć, nauczyłem otwierać browar i ciągnąć druta. No i było gites, póki jakiś muł nie zakablował mnie do Towarzystwa Opieki Nad Zwierzętami.
Otwieram drzwi, Matko Boska... Wtarabania się mała tłusta krowa w okularach, z segregatorem pod pachą: Mamy doniesienia że pastwi się pan nad wroną i wykorzystuje ją seksualnie!
Za babą, weszły jeszcze dwie i jakiś dupek z policji.
Najbardziej zdziwiona była wrona.
- Jaka wrona? Macie nierówno pod sufitem?
- Jest dziób, pióra, skrzydła, łapy – powiedziało babsko otwierając atlas ptaków. – Wyglądasz jak wrona, więc wszystko się zgadza.
Spojrzałem na wronę. Wyrazem twarzy dałem jej znać, że ma trzymać się tego co powiedziała, bo jak nie, wylatuje z powrotem na drzewo. Na ten kurewski mróz.
Nie trzeba jej było więcej tłumaczyć.
- Taka ze mnie wrona, jak z niego naukowiec – zaskrzeczała w moim kierunku i pokazała pazurem. – Komuś się coś przesłyszało. Nie wrona tylko ... ŻONA.
- Podobno męczy pan tu ptaka? – wyjechał mendziarz.
Wyjąłem ze spodni kutasa: Tego? Tak, codziennie.
- Dobra, dobra - powiedziało babsko. – My tu jeszcze wrócimy.
Następnie, kazałem im wszystkim wypierdalać.
Zaraz jak tylko wyszli, chwyciłem ptaszysko za łapy i wsadziłem pytę w dziób. Żeby za dużo sobie nie myślała. Ogólnie, dobrze jest mieć takiego lachociąga pod ręką. Jest tylko jedna sprawa. Trzeba być w porządalu. Skoro robi za otwieracz, ssie wacka i nie sypie na pały, ma też swoje prawa. Wrona – w sumie rzeczywiście, brzmi prawie jak żona. Może nie bez powodu.
Po pewnym czasie, zaczęła mi r o b i ć g ł o w ę: gdzie wychodzę? kiedy wrócę? z kim piję? no i kura fara, przede wszystkim: ZA CO?
Niebawem nie mogłem wyjść spokojnie na browar. Cały czas musiałem patrzeć, czy nie siedzi gdzieś na słupie i nie kracze bez sensu.
Kazałem jej wreszcie się bujać i w ogóle znaleźć sobie zajęcie. Nie dość że mnie olała, jeszcze zniosła jajo. Z jaja wykluł się cwaniaczek na kaczych nogach. Zaczął mi dokuczać od samego rana:
Do roboty! DO ROBOTY!
Mamusia dokładała swoje trzy grosze: SZANUJ MNIE! NIE MÓW TAK! SZACUNKUUU!
Przecież nie mogłem tego tolerować. Wiecie co zrobiłem?
Ściągnąłem z powrotem, tych dekli od zwierząt i dzielnicowego. Wsadzili ją za składanie fałszywych zeznań. A tego małego mądralę, nakarmiłem gazetą i wysłałem do szkoły. Na półkę, w pracowni biologicznej.
Ziuta, wychodzi z początkiem grudnia. Zapowiadali już duże ochłodzenie. Może zmądrzała trochę w pierdlu. Myślę, że pomimo wszystko, trzeba mieć serce dla zwierząt.